W centralnej Birmie, Mandalay

                Przyszedł ten dzień, gdy musiałam opuścić Mawlamyine, w którym i tak spędziłam w sumie około dwóch tygodni. Kierunek – północ, a konkretnie inna, historyczna stolica Birmy, czyli Mandalay. Dziś przenosimy się do wielkiego miasta pełnego skrajności: królewskich świątyń i slumsów.

                Prosto z centrum medytacyjnego pojechałam na autobus, do centrum miasta. Czy wspominałam, że okres poświęcony na życie w monastyrze był absolutnie bezużywkowy? W związku z tym, czekając na połączenie, poszłam w pierwszej kolejności na lokalne piwko 🙂

                Sama jazda była przyjemna i w dobrym standardzie. Pisałam już o IMG_20170322_175744komunikacji w Tajlandii (a jak nie pamiętacie, to zapraszam tutaj, żeby przeczytać o pociągach: Pociągiem do Bangkoku, lub tu, żeby przeczytać o długodystansowych autobusach: Tajskie wyspy), ale szczerze mówiąc nie spodziewałam się, że w Birmie też nie będzie na co narzekać. Zaraz na wejściu otrzymałam prywatny zestaw do snu, to znaczy poduszkę i koc (a nawet przygarnęłam ten, który leżał obok i był nieużywany, oczywiście przez klimatyzację).

                Po drodze zatrzymywaliśmy się na krótkie postoje i jeden dłuższy, na kolację. Na przystanku otrzymaliśmy jeszcze zestaw higieniczny, to znaczy malutką, jednorazową szczoteczkę i mikrotubkę z pastą do zębów. W związku z tym, po zjedzeniu zupki, można było jeszcze spokojnie odświeżyć się. Sympatyczna pani, dbała, aby nikt się w nocy nie zgubił (co oczywiście przytrafiło się mnie) i zaprowadzała zaspanych pasażerów za rączkę do autobusu (znowu ja). Tam otrzymałam jeszcze na dobranoc płynną witaminę D (po co im witamina na słońce w egzotycznym kraju?!) i mogłam już układać się do snu.

IMG_20170322_204906-COLLAGE

                O 6:00 rano dotarliśmy do miasta, przy wschodzie słońca, zaspana wyszłam z autobusu i złapałam skuter taxi do centrum. Wciąż nie jestem przekonana do tego rodzaju taksówek, gdy kierowca przed sobą, na kierownicy trzyma mój duży plecak, prowadzi niewiele widząc, a ja z tyłu, z małym plecakiem, z kaskiem lub nie, trzymam się jedną ręką siedzenia. Trochę ekstremalnie.

IMG_20170322_120229

                Co do Mandalay, jest to ogromne miasto i stolica prowincji o tej samej nazwie. Miałam okazję spędzić tu trzy pełne dni, podczas których poznawałam kulturę, kuchnię i historię Birmy. Oczywiście zaczęłam od jedzenia 🙂 W Mandalay znajdziemy całe mnóstwo lokalnych restauracji i w odróżnieniu do Europy, gdzie zwykle poszukujemy małych, ukrytych lokali, w Azji aby zjeść najlepiej, należy wybrać się w centralne miejsca, przy głównych ulicach, gdzie jest dużo miejsca i ogromne stoły. Oczywiście wszystko to dla dużych azjatyckich rodzin i przyjaciół, z którymi tutaj celebruje się posiłki.

                A co zjeść? Standardowo, można zamówić smażony ryż z kurczakiem czy wołowiną, szaszłyki mięsne z grilla czy makaron. Polecam ryzykować ze smakami i z pałeczkami 🙂

IMG_20170323_164558

                Dla mnie oczywiście nie był to przyjemny widok, szczególnie, że nie wszystkie spojrzenia były tak przychylne jak te IMG_20170323_173044-COLLAGEdziecięce. Bieda i brud były przytłaczające, nie widziałam takiej nawet w Indiach, choć tam też napatrzyłam się na ubóstwo (o tym, jak wygląda w stolicy Indii możecie przeczytać tutaj: Indie na szybko). Po przejściu slumsów, przechodziło się w typowo mieszkalne dzielnice, a pomiędzy nimi, w głębi, znajdował się uliczny market.

                Targ, na który akurat się wybrałam, był owocowo-warzywny. Sprzedawcy wystawiali swoje towary na gazetach, na ziemi, na szybko tworzonych stoliczkach czy co bardziej zorganizowani, w koszykach. W powietrzu unosił się nieprzyjemny zapach fermentacji i zgnilizny. Dotarłam tam niedługo przed zamknięciem, więc wielu sprzedawców zbierało już pozostałe produkty, inni do końca mieli nadzieję na utarg. Był to typowy, lokalny market.

IMG_20170323_175437

                W drodze powrotnej zatrzymałam się na coś, co lubię najbardziej w Birmie. Jest to herbata z IMG_20170323_181434-COLLAGEmlekiem, smakiem przypominająca masala czaj z Indii. Podawana w małych filiżankach, za 300 kyat (około 1 zł), jest przepyszna. Małe, prowizoryczne kawiarenki, które ustawiają się na chodnikach, rozstawiają niskie, plastikowe krzesełka i deski jako stoły. Można po drodze przysiąść, napić się pysznego naparu i popatrzeć, jak miejscowi spędzają czas wolny po pracy. Głównie mężczyźni, więc ja dla nich pewnie też byłam niezłym widokiem 🙂

                Kolejne dni poświęciłam na lepsze poznanie historycznych części miasta (choć to ta aktualna, społeczna strefa jest dla mnie dużo bardziej interesująca). Wypożyczyłam rower w hostelu i pomimo żaru lejącego się z nieba, wyruszyłam w miasto. Pierwszy przystanek – Pałac, czyli niesamowita budowla otoczona kwadratowym murem i dodatkowo fosą.

                Wstęp do pałacu kosztuje 10 000 kyat, ale uwzględnia także wstęp do wszystkich świątyń na terenie Mandalay. Bilet można IMG_20170324_140140-COLLAGEzakupić właśnie przy pałacu i tak też zrobiłam ja. Przy bramie zostawiłam rower i dalej przeszłam się piechotą. W środku możemy zobaczyć liczne zabudowania z czasów królewskiej Birmy. Sale audiencyjne, tronowe, modlitewne, wieże obronne… Wszystko to starannie wypielęgnowane i opuszczone. Łatwo odnieść wrażenie, że jest tam po prostu pusto, bo oprócz kilku replik, większość sal jest całkowicie opróżniona. Historycznie, jest to jednak bardzo istotny punkt, który w czasach, gdy Mandalay było stolicą, był wizytówką całego kraju.

 IMG_20170324_162459               Ruszyłam dalej, a kolejne były liczne świątynie, których w Mandalay jest co niemiara. Buddyzm to królująca religia Birmy, a mieszkańcy tego kraju są jej bardzo oddani i praktykujący. Przez to przyjeżdżając tu, trzeba się nastawić na zwiedzaniu wielu miejsc sakralnych, które pozwalają nam na zrozumienie kultury kraju. W samym Mandalay zwiedziłam kilka świątyń, które, co ciekawe, nie wyglądają jak standardowe świątynie buddyjskie.

                We wpisie o zwiedzaniu Chiang Rai w Tajlandii, wspominałam o wyjątkowych pod względem kolorystycznym świątyniach na północy kraju (Chiang Rai na szybko). W Birmie także zobaczyłam wyjątkową architekturą. Dużo ciemnych kolorów, ciemne budowle, czarne lub brązowe wykończenia, za to przepiękne, naturalne rzeźbienia w drewnie. Mniej koloru i tandetnych, świecących ozdób, za to więcej subtelnych, za to szczegółowo wykończonych żłobień.

IMG_20170324_152511

                Jedną z najciekawszych odwiedzonych przez mnie świątyń była Kuthodaw Pagoda.  IMG_20170324_160438-COLLAGETo właściwie kompleks świątyń, składający się z kilku głównych budowli oraz wielu mniejszych, białych grobowców. Na ich ścianach spisana jest cała Tipitaka, czyli nauki buddyjskie. Przez to nazywana jest największą książką świata i uznawana jest za wyjątkowe miejsce dla praktyków tego wyznania. Znaleźć ją można u podnóża góry Mandalay.

                Skoro już byłam przy wzgórzu, to był to mój kolejny IMG_20170324_170430punkt wycieczki. Można się na nie dostać na dwa sposoby, wjeżdżając lub wchodząc po schodach. To naprawdę wyzwanie przy tych temperaturach, a po całym dniu jazdy na rowerze, schodami udało mi się dotrzeć wyłącznie do połowy wzgórza. Stąd mogłam już podziwiać zachód słońca i panoramę miasta, a także cieszyć się spokojem i mistyczną atmosferą miejsca.

                Mandalay to niezwykłe miasto, w którym z łatwością można zintegrować się z birmańską kulturą. Wiele zabytków i możliwości, których nie byłam w stanie zaliczyć, a które naprawdę warto zobaczyć. To tylko kolejny powód, aby wrócić do magicznej Birmy 🙂

IMG_20170324_173742

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.