Raj w Pai

                Opuściłam Birmę, aby po raz kolejny znaleźć się w Tajlandii. Miałam jeszcze jedno miejsce w tym kraju, które bardzo chciałam zobaczyć. Pai, miejscowość zupełnie na północy, ukryta wśród gór i wzgórz. Jedno z najbardziej backpackerskich miejsc, w jakich byłam. Szalony i wciagajacy, raj w Pai.

                W ostatnim wpisie podzieliłam się moja drogą, którą musiałam przebyć, żeby znaleźć się z powrotem w Tajlandii. Dodatkowo nie do końca na punkcie granicznym, na którym chciałam. Samo dotarcie do kontroli celnej pomiędzy tymi dwoma państwami, zajęło mi ponad 30 godzin! I to właściwie bez postojów. O przeprawie po stronie birmańskiej możecie przeczytać tutaj: Ostatni przystanek w Birmie. Dzisiaj za to opowiem o przejeździe przez Tajlandia.

                I tak dla ciekawskich, wszystko to wciąż ma miejsce bez żadnej przerwy. To znaczy po tych trzydziestu kilku godzinach, nadal zamierzałam do celu bez dłuższego postoju (choć myślałam o tym przez chwilę).

                Busik birmański zostawił mnie na granicy, więc musiałam ją przekroczyć pieszo. Pierwsza kontrola, długi most i druga kontrola. Witamy z powrotem w Tajlandii!

                Znalazłam się w prowincji Tak, skąd czekała mnie kilkugodzinna podróż na północ Tajlandii. Wiedziałam, że tego dnia już nie dotrę do Pai, ale chciałam chociaż dotrzeć do Chiang Mai. W ten sposób, po przekroczeniu granicy około godziny 17, podjechałam autostopem na dworzec autobusowy, a stamtąd złapałam autobus do stolicy Prowincji o tej samej nazwie. Dopiero z miejscowości Tak miałam bezpośrednie połączenie do Chiang Mai i dotarłam tam około 1 w nocy. Po 40 godzinach przeprawy, wykończona, ale usatysfakcjonowana.

Trochę starej i trochę nowej Tajlandii

                O samym Chiang Mai nie będę ponownie opowiadać. Jeżeli chcecie się dowiedzieć czegoś więcej o tej miejscowości, polecam Snapchat-49857909przeczytać mój wpis: Chiang Mai. Tym razem miałam jednak zupełnie inne podejście do spędzonego tu czasu. Przede wszystkim, chciałam odpocząć i się zregenerować. Wiedząc już, gdzie mogę odświeżyć swój bagaż czy gdzie kupię tanie owoce, dwa spędzone tu dni płynęły mi wolno i leniwie. Moja aktywność ograniczała się do krótkich przejażdżek po mieście na rowerze czy wieczornych wypadów na nocne markety, aby znów cieszyć się przepysznymi tajskimi daniami 😀

                Po dwóch dniach byłam gotowa ruszyć w dalszą drogę. Miejskim “busikiem” wyjechałam z miasta, Snapchat-77535241stanęłam przy drodze i wyciągnęłam łapę. Do Pai planowałam dojechać autostopem i bez problemu mi się to udało. Z ciekawostek powiem, że drugi środek transportu, którym dojechałam już bezpośrednio do miasteczka, był to standardowy busik turystyczny. Kierowca i tak wybierał się do Pai, nie miał po drodze więcej przystanków, za to miał jeszcze jedno miejsce wolne, więc z chęcią mnie zabrał. Niestety Ci, którzy byli w autobusie i zapłacili normalną (lub co gorsza oszukaną i podwyższoną) stawkę, nie byli już tacy uradowani z mojej oszczędności. Ale niestety tacy są ludzie…

Pai na skuterze, czyli na granicy miasta

                Do Pai dotarłam IMG_20170403_121924około południa i postanowiłam nie marnować czas, tylko od razu ruszać na zwiedzanie okolicy. W mieście znajdziemy mnóstwo wypożyczalni skuterów, gdzie jednoślady wynajmiemy za… około 12 zł! W związku z tym wiele osób bierze je na całe tygodnie i w żaden inny sposób się nie porusza po okolicy 😛

                To co uwielbiam w tym miejscu, to połączenie różnych atrakcji. Rzeczywiście, wiele z nich jest oddalonych i nie ma jak tam dojechać inaczej niż na skuterze. Każdego dnia możemy się wybrać w inne miejsce i przynajmniej przez kilka dni mamy zapewnione atrakcje. Zostając w mieście czy wieczorami też nie będziemy się nudzić. Ale zacznijmy od początku.

                W pierwszej kolejności wybrałam się do świątyni na wzgórzu. Właściwie nie do końca w tym miejscu chodzi o świątynie. Rzeczywiście, w połowie wzgórza znajduje się buddyjska IMG_20170402_161108budowla, która nie wyróżnia się niczym szczególnym. Niestety po takiej ilości zobaczonych świątyń, mało która robiła jeszcze na mnie wrażenie. Polecam jednak przeczytać o świątyniach w Chiang Rai (Chiang Rai na szybko), które są wyjątkowe na mapie Tajlandii. Po jej zwiedzeniu warto wejść jeszcze wyżej, po specjalnych schodach, które prowadzą do białego Buddy. To niesamowity wizerunek nauczyciela, na którego ciężko patrzeć, gdy mocno świeci słońce. Promienie odbijają się od postaci i wręcz rażą w oczy. Wtedy należy odwrócić się do niego tyłem i podziwiać panoramę miasta, która rozpościera się przed nami 🙂

IMG_20170402_160612

                Ruszyłam dalej, do kolejnego wyjątkowego miejsca. Tym razem był to kanion w Pai, oddalony mniej więcej 8 km od miasta. Na wspólnym parkingu zostawiłam skuter wśród dziesiątek innych pojazdów. Wiele osób przyjechało zobaczyć zachód słońca w tym miejscu i zresztą ja także należałam do tej grupy. Ruszyłam więcej wyznaczonym szlakiem i po kilku minutach znalazłam się w bardzo ciekawym, choć dziwnym miejscu. To niesamowite co natura może stworzyć! Na tym terenie mają miejsca trzęsienia ziemi, które wpływają na zmianę ukształtowania terenu. Tutaj, lata po wstrząsach, natura dostosowała się do nowych warunków, tworząc wyjątkowy krajobraz. Ciężko to opisać, najlepiej zobaczyć, choćby na zdjęciach.

IMG_20170402_180807-COLLAGE

Prawie jak na tajskich wyspach, tylko taniej

                Po zachodzie wróciłam do miasta i odpoczywałam w moim hostelu. Canary Guest House jest położone zaraz nad rzeką, niedaleko od centrum, a jednocześnie w bardzo spokojnym miejscu. Można było tam odpocząć na hamaku, jednej z wielu mat czy poduszek wyłożonych pod bambusowymi wiatami, przy muzyce na żywo. Idealnie!

IMG_20170402_185838

                Samo miasteczko też oferowało mnóstwo atrakcji. Przede wszystkim, codziennie na głównej ulicy działał nocny market. Sprzedawcy oferowali lokalny wyroby, ubrania, pamiątki czy różne akcesoria. Do tego można było spróbować pysznego jedzenia, w tym smaków lokalnych lub bardziej zachodnich, dostosowanych pod turystów. Market powoli otwierał się od godziny 18 i działał do późna w nocy.

                No i oczywiście życie nocne! Kluby i bary działają w Pai prawie całodobowo. Zniżki na drinki promowane są przez turystów z zachodu, którzy dorabiają sobie w lokalnych barach. A knajpki znajdziemy w samym centrum, ale też trochę oddalone od miasta. Parę genialnych osób wpadło na to, że warto otworzyć lokale blisko natury, przy rzeczce, z hamaczkami, bilardem, spokojną muzyką… Trochę jak jak w moim hostelu 🙂

                I jeszcze jedno, obowiązkowe do odwiedzenia miejsce, Screenshot_20170904-151030niekoniecznie w Pai, ale na pewno w Tajlandii. Trzeba się wybrać na masaż. Za około 24 zł możemy wybrać się na godzinny masaż tajski, czyli suchy. Zapewniam, że będzie boleć i boleć powinno, ale później będziesz tak leciutki jak motylek! Jeżeli obawiasz się tajskiego doświadczenia na całym ciele, zdecyduj się chociaż na masaż stóp. Pół godziny lub godzina, a po długim trekkingu czy spacerze nie będziesz już pamiętać. NIesamowity relaks i przyjemność za dosłownie kilka złotych.

Zwiedzamy dalej, czyli co jeszcze

                Kolejne dni poświęciłam na dalsze zwiedzanie okolicy. Co jeszcze można zrobić? Na przykład wybrać się do jednych z kilku okolicznych wodospadów. Gdy temperatura sięga 40 stopni, dobrze jest uciec do miejsca, gdzie woda jest przyjemnie chłodna. Wodospady w Pai, choć może wizerunkowo nie są spektakularne, to kilka z nim umożliwia chłodzenie się w rzecznej wodzie.

                Dotarłam w sumie do dwóch źródeł. Pierwszy był wodospad Mo Paeng. Szczerze mówiąc mocno mnie rozczarował. Oczywiście IMG_20170403_123242bardzo miło było posiedzieć na kamieniach, odpocząć w cieniu i cieszyć się naturą. Tutaj jednak nie było opcji cieszenia się chłodną wodą z dwóch powodów. Po pierwsze, byłam w Pai w okresie suchym, przez co poziom wody był bardzo niski, a sama rzeka zamieniła się w strumyczek. Po drugie, co jest też związane z pierwszym powodem, woda była po prostu brudna. Pływały w niej śmieci, osadzał się muł i cały wrzucany do wody przez ludzi syf. Przy niskim prądzie rzeka nie radziła sobie z oczyszczaniem i widok nie zachęcał do kąpieli.

                Wybrałam się także na drugi wodospad, Pam Bok. Tam sytuacja wyglądała trochę inaczej. Przede wszystkim, aby dojść do wodospadu, trzeba była przejść trasę kilkuminutową, a dla niektórych to już bariera 😉 W związku z czym, po dotarciu do wodospadu, choć prąd wody też nie był mocny, była ona znacznie czystsza. Spędziłam tam idealne popołudnie, skacząc do wody i cieszyć się jej przyjemnym chłodem.

IMG_20170405_130627-COLLAGE

                To co jest również warte do zobaczenia w drodze do wodospadu Pam Bok, to IMG_20170405_141212-COLLAGEkolejne miejsce dotknięte trzęsieniem ziemi. The Land Split to ogród prowadzony przez tajską rodzinę. Dawniej na swojej ziemi mieli wielkie pola i żyli z uprawy roślin. Wraz z trzęsieniem, zostały pochłonięte ich uprawy, a na ich terenie pozostała wielka przepaść i osuwisko. Ci jednak zakasali rękawy i postanowili się nie poddawać. W pozostałości ogrodu hodują przyprawy i owoce, którymi częstują turystów.

IMG_20170405_143231

                A co oni tam robią? Przyjeżdżają zobaczyć ziemię po trzęsieniu! Gospodarze zrobili barierki, wyznaczyli szlak i zachęcają gości do przejścia się dookoła osuwiska. Wszystko za darmo, w rodzinnej atmosferze. Za poczęstunek i spacer należy odpłacić się dotacją, która jest oczywiście nieobowiązkowa i dowolna. Każdy jednak chętnie wrzuca kilka bahtów.

IMG_20170405_144320

Tylko tyle… lub aż tyle!

                Planowałam spędzić dwa dni w Pai, ale dopiero po czterech podjęłam decyzję o wyjeździe. Poza tym co opisałam, jest jeszcze kilka innych miejsc wartych odwiedzenia. Inne wodospady, świątynie, pomniki historyczne. To co jednak jest szczególne w Pai, to atmosfera. To połączenie kultury, tradycji i historii, charakterystycznych dla północnej Tajlandii, oraz bujnego życia nocnego typowego dla południa i wysp tajskich. Każdy znajdzie tu coś dla siebie i jestem przekonana, że każdy zakocha się w Pai na swój sposób.

                Oprócz tego, można tu po prostu świetnie wypocząć. Wybrać się nad wodospady albo spływ po rzece, czy po prostu wylegiwać na hamaku czytając książkę i ciesząc się świeżym powietrzem. Chodzić na spacery, smakować genialnej tajskiej kuchni czy codziennie odkrywać nowe piękne miejsca podczas wycieczek na skuterze.

IMG_20170403_121857

                Gdy w końcu przyszedł dzień mojego wyjazdu, przeszłam po ulicach Pai, kupiłam ostatni świeży sok z Snapchat-1784103241mango (za 3,5 zł) i wyruszyłam z powrotem na południe Tajlandii. Choć kraj ten nie jest moim ulubionym i uważam, że w Azji środkowej są dużo ciekawsze kierunki, to do tego małego miasteczka bardzo chętnie bym wróciła. Wtedy jednak trzeba było ruszać w dalszą drogę i to do kolejnego, niesamowitego kraju… Kambodży 🙂 Po raz kolejny stanęłam więc przy drodze i czekałam na podwózkę do nowych przygód.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.