Wiejska sielanka, czyli te bliższe podróże

                Wyjazd na drugi koniec świata nauczył mnie jednej ważnej rzeczy – że otacza nas mnóstwo piękna, ogrom niesamowitej przyrody i naturalnych atrakcji, których nie dostrzegamy. Łatwiej jest docenić coś, co widzimy po raz pierwszy i jest dla nas czymś zupełnie obcym. Dużo trudniej jest zauważyć proste uroki, do których jesteśmy przyzwyczajeni od lat. Jednak po powrocie z Azji staram się patrzeć zupełnie inaczej na to, co mnie otacza. Oczywiście, nadal marzę o dalekich i egzotycznych kierunkach. Ale staram się też dostrzegać wyjątkowość na przykład polskich Beskidów 🙂

                W poprzedni weekend wybrałam się ze znajomymi w góry. Niezbyt daleko, przy granicy ze Słowacją. Nasz kolega, Piotrek, pochodzi z Lalik, małej wioski w której dorastał, a w której do dziś mieszkają jego najbliżsi. Nic szczególnego, góry niezbyt wysokie, trochę pól, ale sezon w sumie nijaki, a do tego pogoda też niezbyt się udała.

                Takie wyjazdy ze znajomymi bardzo często ograniczają się do jednego rodzaju atrakcji, praktykowanej z przerwą na sen i kaca. Oczywiście, nie odmawialiśmy sobie alkoholu, ale nie tylko na tym polegała nasza wycieczka. Część z nas była z mniejszych miejscowości, ale i tak większość nie miała żadnego doświadczenia z życiem na wsi. W związku z tym, ten wyjazd potraktowaliśmy jako wakacje agroturystyczne.

Smak życia na wsi

IMG_20170902_142840463_HDR                Jedna z naszych koleżanek, Gosia, miała urodziny, co była też wielką motywacją do odkrywania możliwości spędzania wolnego czasu na wsi. No tak, dla nas to była rozrywka i urozmaicenie, a dla innych codzienne obowiązki. Tak czy inaczej, w ramach świętowania stworzyliśmy “grę wiejską”, która opierała się na podstawowych czynnościach wykonywanych w gospodarstwie. W ten sposób Gosia musiała wydoić krowę, wykopać ziemniaki czy znaleźć pietruszkę w ogródku.

IMG_20170902_192442135-COLLAGE                Zazdrośni o atrakcje serwowane koleżance, wieczorem część z nas postanowiła doświadczyć tych i podobnych zadań na własnej skórze. Sprowadzanie krów do obory, karmienie cielaków czy łapanie kur, to tylko niektóre punkty z codziennej rutyny życia na wsi. Miałyśmy przy tym mnóstwo śmiechu i zabawy, a jednocześnie, choć w nikłym stopniu, ale gdzieś tam pomagałyśmy przy gospodarstwie.

IMG-20170902-WA0193-COLLAGE

                Miałam też okazję zobaczyć jak domownicy przetwarzają mleko, tworząc całkowicie naturalne, domowej roboty sery, IMG_20170903_000203760śmietanę czy masło. Brat Piotrka wytłumaczył mi proces tworzenia twarogu czy kwaśnego białego sera. Opowiedział jak długo i w jakich warunkach śmietana oddziela się od mleka i jakie potem można z nich tworzyć produkty. Pokazał mi przejście pomiędzy bitą śmietaną a masłem i jak współcześnie przeprowadza się procesy tej przemiany. A co najważniejsze, przez cały pobyt w górach, mogłam codziennie próbować tych świeżych przysmaków.

                Co jeszcze z takich lokalnych atrakcji? Pomimo niezbyt IMG_20170902_205203790łaskawej pogody, wieczorem przygotowaliśmy pieczonki, czyli warzywa z mięsem duszone nad ogniem w specjalnym metalowym garze. Do tego zaprosiliśmy do domu kuzynostwo Piotrka, z czego jedna z jego krewniaczek przyszła ze skrzypkami i kolegą z heligonką (instrument przypominający akordeon). Przy pysznej kolacji towarzyszyła nam ludowa muzyka. Niestety, ja nie znam góralskich piosenek, ale byli tacy, co potrafili śpiewać nawet na dwa głosy 😉

IMG_20170902_230822367

Ale o co mi chodzi?

                Do czego zmierzam. Oczywiście, życie na wsi to nie przelewki, to okropnie ciężka praca, która dla nas stanowiła tylko weekendową rozrywkę. Być może brzmi to jakby “głupie mieszczuchy pierwszy raz zobaczyły jak to jest w gospodarstwie” i w jakimś sensie tak było. Nie to jednak próbuję przekazać.

                W trakcie swojej podróży, widziałam piękne i przykre rzeczy. Niesamowite, nowe, dziwne, ciekawe… A gdy wróciłam do Polski, postanowiłam, że dalej będę patrzeć tak samo na świat. To znaczy doceniając te najdrobniejsze szczegóły, coś do czego już jestem przyzwyczajona, ale nadal pozostaje piękne i ciekawe. Małe doświadczenia, które uczą mnie lepszego zrozumienia rzeczywistości czy po prostu rozwijają mnie w jakikolwiek sposób. Taki właśnie był ten weekend.

                Wcale nie trzeba jechać daleko i w nieznane, aby nauczyć się FB_IMG_1505129938331czegoś nowego, aby zobaczyć piękne miejsca czy naturę. To co jest w naszym kraju dla kogoś też jest ciekawe i wyjątkowe, bo u niego jest inaczej. Ogromną inspiracją są dla mnie FIlipińczycy, którzy doceniają swój kraj i są dumni z tego jaki jest piękny. A według nich piękniejszego nie ma. I niesamowite wrażenie zrobili na mnie Birmańczycy, którzy uczą się, aby zrobić coś dla swojego kraju, by ich rodakom żyło się lepiej. A nie by podbijać świat.

                Więc nawet podróżując po świecie, co dalej chcę robić, zawsze mam nadzieję wracać do Polski, która pozostanie dla mnie równie ciekawa. I mam nadzieję, że z czasem stopniowo będę ją też odkrywać 🙂

2 myśli nt. „Wiejska sielanka, czyli te bliższe podróże”

  1. Świetny i jakże prawdziwy artykuł Asiu! Mnie rownież podróż po Azji nauczyła tego, aby dostrzegać piękno, które nas otacza oraz aby cieszyć się z tego, co posiadamy. Niektórzy mają tak niewiele, a chcą ofiarować innym wszystko i cieszą się z życia codziennego- doskonałym tego przykładem są Birmańczycy. Pisz dalej, bardzo lubię czytać Twoje artykuły. I zapraszam od czasu do czasu na mojego bloga

    1. Dziękuję za miłe słowa 🙂
      Staram się śledzić, bo masz dużo ciekawostek, które mi umknęły i miejsc, których ja nie zobaczyłam. Więc tak jakbym dalej była w drodze <3

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.