Chiang Mai, czyli świątynie, wodospady i gotowanie

                Wiem, że wiele ludzi nie potrafi się zdecydować, czy w Tajlandii jest lepiej na północy, czy na południu. Dla mnie to po prostu dwa różne światy, gdzie północ jest mistyczna i wypełniona buddyjskimi świątyniami, a południe to bajeczne wyspy i rajskie plaże. Najpierw przedstawię Wam północ.

                W Chiang Mai można spędzić kilka lub kilkanaście dni i niezależnie od tego, jak długo tam zostaniemy, na pewno nie będziemy się nudzić. Samo miasteczko kryje mnóstwo atrakcji, do tego można skorzystać z ofert biur i wycieczek lub pójść na kurs gotowania. Kuchnia tajska to zdecydowanie mój numer jeden wśród smaków Azji południowo-wschodniej, więc poznawanie jej tajników było dla mnie bardzo kuszące.

                W mieście znajdziemy mnóstwo ofert kursów, zwykle w przedziale cenowym 600-1200 bahtów. Cena zależy od ilości przygotowywanych dań, wielkości grupy, lokalizacji i paru innych czynników. Jeżeli znajdziecie tańszą ofertę, to mogą wystąpić komplikacje w postaci kwestii dojazdu (brak odbioru z hotelu) czy śmiesznie mała ilość dań. Z drugiej strony te super drogie oferują aż nazbyt bogaty pakiet: liczba dań nie do przejedzenia czy super kameralne gotowanie, które tak naprawdę zabiera całą zabawę.

                Znalazłyśmy kurs za 800 bahtów, gdzie w cenie miałyśmy transport, udział w zakupach na lokalnym markecie, przygotowanie IMG_20170216_1623184735 dań, a zjedzenie 6 (deser przygotowany wcześniej), fotorelację i książeczkę z przepisami. Dla nas to było w zupełności wystarczające. W ten oto sposób spędziłyśmy wieczór w Tom Yam Thai Cooking School. Po odebraniu z hotelu, pojechałyśmy na bazar, na zakupy. Właściciel szkoły pokazywał nam najpopularniejsze przyprawy i składniki dań tajskich. To niesamowite jak różne warzywa znajdziemy w Azji, takie których nigdy nie widzieliśmy w Europie lub znane nam z nazwy, ale wyglądające zupełnie inaczej niż ich zachodni przedstawiciele. Dla przykładu, znajdziemy tutaj co najmniej cztery rodzaje bakłażana i żaden z nich nie wygląda  jak ten, który zjadamy w Polsce.

                Po zakupach pojechałyśmy razem z innymi kursantami do IMG_20170216_181407151szkoły gotowania. Mieściła się ona w domu jej właściciela, stąd atmosfera była jakbyśmy gotowali u jednego z przyjaciół. Każdy otrzymał fartuszek i przepaskę na włosy, a następnie ustawił się przy swoim stanowisku. Jeszcze przed rozpoczęciem gotowania wybraliśmy dania, które chcieliśmy przyrządzić. Zawsze były trzy możliwości do wyboru: wśród zup, dań głównych, past curry itd. Potem dzieliliśmy się na grupy zgodne z naszym wyborem, aby Ci, którzy gotują te same potrawy, mogli sobie pomagać.

IMG_20170216_192900073                Po każdym daniu mieliśmy przerwę na zjedzenie gotowych przysmaków. Nie zawsze robiłyśmy te same rzeczy, więc wymieniałyśmy się uwagami i próbowałyśmy naszych produkcji. Wszystko było przepyszne, ale nie jestem pewna czy będę to mogła powtórzyć sama w domu 🙂 Mimo wszystko miałyśmy mnóstwo zabawy, a po wszystkim byłyśmy przejedzone, ale bardzo zadowolone ze zdobytego doświadczenia. Zdecydowanie polecam wybrać się do szkoły gotowania kuchni tajskiej.

FB_IMG_1497325471351

                No dobrze, ale to nie wszystko co oferuje Chiang Mai, a nawet nie najbardziej popularna atrakcja. Warto obrać ten kierunek przede wszystkim ze względu na buddyjskie świątynie, których jest tutaj niesamowicie dużo. Starsze, nowocześniejsze, mniejsze i większe, znajdziemy tu ponad 300 budowli sakralnych. Większość znajdziemy na starym mieście lub w jego okolicy. Nieliczne są trochę bardziej oddalone. Najlepiej wypożyczyć rower i w ten sposób dotrzeć do kilku z nich. Tak zrobiłyśmy my 🙂

                Problem ze świątyniami jest taki, że po pewnym czasie IMG_20170216_135459zaczynają Ci się one wydawać wszystkie takie same. O ile nie ma w nich czegoś niesamowicie wyjątkowego (a takie świątynie znajdziemy w Chiang Rai, ale o tym innym razem), wszystkie sa bardzo do siebie podobne. Zwykle czerwono-złote, wprawdzie pięknie zdobione, ale wszystkie trochę na jedno kopyto. W związku z tym po zwiedzeniu Chiang Mai ciężko mi wspomnieć, które ze świątyń są lepsze od reszty. Ale na pewno znajdziecie masę sugestii w internecie. Ja bym chyba poleciła po prostu zgubić się w uliczkach starego miasta i dać się zaskoczyć.

IMG_20170216_124028

                A co po zwiedzaniu świątyń? Wieczorem warto wybrać się na nocny market, czyli coś zupełnie typowego dla kultury tajskiej. Gdy temperatura spada i zapada zmrok, chętniej spędzamy czas na dworze, w sprzedawcy wystawiają swoje produkty na długości ponad kilometra, na południu od starego miasta. Znajdziemy tu pamiątki, ubrania, pyszne jedzenie, a także być może załapiemy się na występ lokalnej grupy tanecznej lub masaż stóp. To może być idealne zakończenie dnia 🙂

IMG_20170215_204709271

                To wciąż nie koniec możliwości w Chian Mai, ale kolejne rozrywki wymagają od nas wydostania się z miasta, np. na skuterze. Na 250 baht możemy wypożyczyć jednoślad na 24 godziny i wybrać się za miasto. Chiang Mai to największe miasto na północy Tajlandii i warto z niego uciec 😉 w okolicy znajdziemy piękną naturę, możliwość wybrania się na trekking lub popływania w chłodnych wodach wodospadów.

                Wszystkie argumenty nie przemawiały do Oli, która stanowczo odmówiła jazdy na skuterze (chyba za dużo 20170217_165249nasłuchała się o moich nieszczęśliwych przygodach, o których możecie poczytać tutaj: Nieszczęśliwe wypadki na Palawanie). W związku z tym wybrałyśmy się tylko w dwójkę, razem z Dianą, na północ od miasta. Oczywiście wszystkim polecam uważać na drodze, zawsze mieć kask na głowie i nie szaleć, bo “to przecież takie łatwe”. W Tajlandii jest jednak zdecydowanie lepiej niż na Filipinach, choćby dlatego, że mamy tu specjalny pas dla jednośladów (choć czasem parkują na nim samochody). Nie zapominajmy jednak, że w tym kraju jest ruch lewostronny, co może z początku być mylące 😉

                Za cel wybrałyśmy wodospady Mae Sa, czyli 20170217_123609aż 9 poziomów wodnych kaskad, gdzie można pływać na ich różnych poziomach. Są oddalone od miasta o około 25 kilometrów, więc jazda na skuterze zajmie około 30-40 minut. Na miejscu doświadczyłyśmy trochę sportu, wspinając się na kolejne poziomy, mogłyśmy podziwiać piękną i dziką naturę po drodze, a na końcu cieszyć się chłodną wodą rzeki. Idealne połączenie aktywności i relaksu 🙂

                To nie jedyne wodospady, które znajdziemy w okolicy miasta. Są inne, bliżej i dalej 20170217_134453położone. W okolicy Chiang Mai znajdziemy mnóstwo pięknych, naturalnych miejsce oraz tras do pieszych wędrówek. Tak jak wspominałam na początku, atrakcje znajdziemy nie tylko w samym jego centrum. Wszystko zależy od tego jak długo zostaniemy w mieście i ile czasu poświęcimy na odkrywanie jego uroków. Bo jest co odkrywać 😉

Jedna myśl nt. „Chiang Mai, czyli świątynie, wodospady i gotowanie”

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.