Wśród tajskich słoni

                Wszelkie atrakcje związane ze zwierzętami, zwykle budzą kontrowersje. Oczywiście, że chcemy pływać z rekinami czy pogłaskać tygrysa, ale „dzikość” tych zwierząt w środowisku przygotowanym pod turystów, nie ma w sobie zbyt wiele z natury. Podobnie jest ze słoniami. Ciekawość jednak często zwycięża, więc warto przynajmniej wybrać „jak najmniejsze zło”.

                Nie chcę się bronić, bo jeżeli ktoś uważa, że takie miejsca i tego typu atrakcje są złe, to nic tego nie zmieni. I tak już zostałam osądzona. Powiem szczerze, że ja sama mam mieszane uczucia co do tego typu spędzania czasu. Nie chodzi nawet o tresurę, bardziej o to, że treserzy często są okrutni dla zwierząt, a do tego cały proces uzależnia zwierzęta od człowieka.

                Przykład: na Filipinach, nurkowanie z rekinami to popularna rozrywka. Wygląda to mniej więcej tak, że zwierzęta te żyją na konkretnym obszarze, gdzie są karmione prze Filipińczyków. Dzięki temu nie są groźne, nie atakują ludzi i można spokojnie pływać tuż obok nich. Także przybywamy masowo do takiego punktu, robimy kółeczko z łódek, każdy czeka grzecznie na swoją kolej, a potem wskakuje do wody na kilkanaście minut i ma za sobą doświadczenie życia. Ale co jeśli kiedyś turyści znajdą sobie lepszą rozrywkę lub ta będzie dla nich już za mało ekstremalna? Prawdopodobnie zwierzęta zostaną porzucone na pastwę losu, a że są odzwyczajone od polowania, pewnie długo nie pożyją.

                Nie wiem, nie znam się, ale moja wersja wydarzeń nie wydaje mi się aż taka nieprawdopodobna. Podobnie jest innymi zwierzętami, które oswajamy. One się do nas przywiązują, niezależnie od tego czy jest to pies, małpa czy słoń. Jeżeli już się nimi nie zajmujemy i z jakiego powodu je porzucamy, w najlepszym wypadku będą po prostu bardzo tęsknić, w najgorszym nie przystosują się do życia bez nas i zginą.

                No dobrze, także po tym okrutnym i refleksyjnym wstępie, przejdę do naszej wycieczki do Lampang. Słonie możemy IMG_20170214_121528zobaczyć w wielu miejscach w Azji. Dla mnie było mimo wszystko ważne, aby odwiedzane przez nas centrum rehabilitacji miało dobrą renomę i nie było oskarżone o wykorzystywanie lub znęcanie się nad zwierzętami. Niestety, sama nazwa „centrum rehabilitacyjne” niczego nie gwarantuje w tych rejonach. Tajskie Centrum Słoni (Thai Elephant Conservation Center) było nam po drodze na północ, ale przede wszystkim miało dobre opinie placówki dbającej o te ssaki.

Snapchat-1244418313                Po kilkudniowym zwiedzaniu Bangkoku, złapałyśmy nocny pociąg do Lampang. O zaskakująco wysokim standardzie pociągów tajskich pisałam już wcześniej (zobacz: Pociągiem do Bangkoku) i tym razem również nie było na co narzekać. Podróż minęła szybko i sprawnie, a około godziny szóstej rano byłyśmy już na dworcu w centrum miasteczka Lampang.

                Nasz cel był oddalony około 30 km na północ od miasta. Do słoni można się więc dostać na dwa sposoby: albo wybrać się na dworzec autobusowy i złapać jakikolwiek transport na Chiang Mai, albo przejść trochę dalej do głównej ulicy i łapać stopa. Ponieważ na autobus trzeba było czekać około 45 minut, postanowiłyśmy spróbować swoich sił z tajskimi kierowcami. Mistrzem okazała się Diana, która już po kilku minutach usadowiła nas w samochodzie sympatycznego pana, który choć po angielsku nie mówił, jakoś zrozumiał, że zmierzamy do słoni.

                Wstęp do centrum kosztował 150 bahtów, co jest dosyć tanie. W tej cenie mamy możliwość korzystania z przejazdów na terenie ośrodka oraz wstęp na różne pokazy o konkretnych godzinach. Pierwszy punkt programu to poznanie słoni w zagrodzie, gdzie ich opiekunowie pokazują możliwości zwierząt. Sympatyczna pani opowiada o ich sile, ale także talentach. No i tutaj znowu pojawia się kontrowersja, bo słonie… zaczęły malować. Nie wydaje mi się, żeby trzymanie pędzla było czymś naturalnym dla tych zwierząt.

IMG_20170214_103441

                Po pokazie, zwierzęta podeszły do barierki, aby wszyscy goście mogli sobie je pomacać. Za kilka bahtów można też było kupić pałki cukrowe i owoce, a potem karmić zwierzęta. Słonie były bardzo grzeczne, ale ciągle pilnowane przez swoich opiekunów. Sytuacja była trochę dziwna i może niespecjalnie naturalna, ale miło było pogłaskać słonia, przywitać się z jego trąbą i dać mu smakołyk.

IMG_20170214_105030444_TOP-COLLAGE

                Pokaz obejrzałyśmy dwa razy. Za każdym razem inne słonie były przedstawiane i prezentowały sztuczki. Ok, czyli wszystkie zostały poddane takiemu samemu szkoleniu. Sympatyczna pani, która po raz kolejny wychwalała te piękne stworzenia, zachęcała do kupna obrazów namalowanych przez nie. Był to raczej abstrakcyjny obraz, który mógłby wyprodukować czterolatek, ale dochód przeznaczano na leczenie i opiekę nad słoniami.

                Gdy już wreszcie wybawiłyśmy się z wielkoludami, wybrałyśmy IMG_20170214_120750się na spacer po centrum. To naprawdę ogromny teren zielony, gdzie na środku znajduje się wielki staw. Po jego drugiej stronie znajdował się szpital, w którym chore słonie były poddawane terapii. Tam nie było przewodników i informacji, był za to jeden przedstawiciel gatunku podłączony do kroplówki. Rzeczywiście nie wyglądał zbyt żwawo.

                Z innych atrakcji można było oczywiście wybrać się na przejażdżkę lub umyć słonia. Zabawa polegała na tym, że wchodziło się na jego grzbiet i razem do wody. Nie wiem czy to czasem nie ludzie, którzy siedzieli na zwierzętach byli myci bardziej, niż same zwierzęta. Słonie pluskały wodą na wszystkie strony i nawet nam, stojącym na brzegu oberwało się kilka razy. Wyglądało to naprawdę zabawnie, ale żeby wziąć w tym udział trzeba zarezerwować dodatkową atrakcję za 500 bahtów najpóźniej rano w dniu przybycia. No cóż, nikt nam o tym nie powiedział.

IMG_20170214_131735358

                Po raz pierwszy widziałam słonia, który nie był na wybiegu w zoo, tylko w stadzie, w centrum, które dba o jego zdrowie i bezpieczeństwo. Oczywiście dla wielu będzie to takie samo zło i prowizoryczna opieka. Ja chciałabym wierzyć, że pieniądze za nasze bilety są przeznaczone ostatecznie na utrzymanie tych stworzeń. Podejrzewam, że nigdy nie będę wiedzieć na pewno.

IMG_20170216_020307_972                Tak się zakończyła nasza przygoda ze słoniami, a my ruszyłyśmy dalej na północ Tajlandii. Aby dostać się do Chiang Mai, ponownie postanowiłyśmy łapać stopa i ponownie osiągnęłyśmy sukces 🙂 Co do centrum słoni, na koniec dnia nie mam wyrzutów sumienia, że tam byłam. To trochę podobna sytuacja jak z orangutanami w Sepilok, gdzie również wierzę, że nikomu nie zrobiłam krzywdy (więcej na: Magiczne zwierzęta Borneo). Ale na pływanie z rekinami na pewno się nie zdecyduję.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.