Babski Bangkok

                Tajlandia to chyba aktualnie najpopularniejszy kierunek turystyczny i wakacyjny ze wszystkich krajów Azji południowo-wschodniej. Jest tu mnóstwo możliwości spędzania czasu, począwszy od poznawania historii kraju, przez egzotyczną naturę i szlaki górskie, kończąc na wyspach, gdzie można odpocząć, ale i bawić się do białego rana. Zacznijmy jednak od Bangkoku, który sam w sobie oferuje mnóstwo atrakcji.

                Diana i Ola przyleciały do Tajlandii 10 lutego. Plan był, aby w trzy tygodnie zobaczyć jak najwięcej, nie wykluczając ani północy, ani południa. To prawdziwe wyzwanie, biorąc pod uwagę, że sama stolica pochłania kilka dni, jeżeli chcemy ją porządnie poznać i wybrać się choćby w te najbardziej oblegane przez turystów punkty. Możecie się więc domyślić, ze to był bardzo intensywny czas.

                Aby nie opisywać każdego dnia z osobna, opiszę te punkty, które udało nam się zaliczyć przez nasze trzy dni pobytu w Bangkoku. Wydaje mi się też, że są to najbardziej godne polecenia atrakcji, coś w stylu „must do”, gdy tu przyjeżdżasz.

               Acha, i niech Was nie zmyli tytuł. Zwiedzałyśmy miasto w trójkę, trzy dziewczyny. Nie opisuję jednak żadnych niecnych praktyk, których nie mógłby zrobić najbardziej męski mężczyzna 😉

 

  1. Pałac Królewski i Wat Pho

                Zacznijmy od tego, że główne świątynie, a także pałac, znajdują się przy rzece. Ciekawą formą zwiedzania jest więc popłynięcie łódką. W poszczególnych punktach można załapać się na rejsik i dotrzeć do tych najbardziej popularnych miejsc. Biorąc pod uwagę upał i korki w Bangkoku, to też może się dla wielu okazać najlepszą opcją. Tak też zrobiłyśmy my 🙂

IMG_20170211_124637611

                Siedziba monarchy tajskiego to pierwszy punkt na mapie większości turystów. Nie jest to jednak zwiedzanie samego pałacu, do którego przeciętni śmiertelnicy nie mają wstępu. W obrębie murów pałacowych znajduje się kompleks świątyń. Gdy przejdziemy przez bramę główną i dojdziemy do kas biletowych (cena za jeden bilet wstępu 500 baht), znajdziemy się przy kolejnym, mniejszym murze, prowadzącym do budowli sakralnych.

IMG_20170213_141901109-COLLAGE

                Jedną z najpopularniejszych jest świątynia szmaragdowego Buddhy. Wszystkie budowle są jednak wyjątkowe, misternie zdobione, pozłacane i lub bardzo kolorowe. Warto przyjrzeć się szczegółom zdobień, które choć nie są z kamieni szlachetnych i początkowo mogą wydawać się wręcz tandetne, całościowo tworzą niezwykłe kształty i obrazy. Do tego znajdziemy tu także rzeźby strażników, które przypominają trochę potworki, ale są to typowe dla kultury tajskiej ozdoby.

IMG_20170213_150214

                 Nie wszystkie świątynie można zobaczyć od środka, w wielu IMG_20170213_150643przypadkach można jednak podejść bardzo blisko lub nawet dotknąć poszczególnych zdobień i rzeźb. Podejrzewam, że bardzo szybko te nisko położone partie są niszczone lub po prostu się brudzą. Stale można zobaczyć artystów, którzy pracują nad przywróceniem pierwotnego blasku poszczególnym fragmentom. Jeżeli pałac nie wprowadzi zabezpieczeń, chłopaki mają zapewnioną pracę do końca życia 🙂

                Na południe od pałacu znajduje się popularna świątynia Wat Pho (cena za wstęp 100 baht). To jednak z najstarszych buddyjskich IMG_20170213_160746świątyń w Bangkoku, a znana jest z ogromnego leżące Buddhy. Właściwie w środku nie znajduje się nic innego, tylko ten wielki posąg. Prawdę mówią ciężko nawet ująć go na zdjęciu, bo wygląda to tak, jakby budynek zbudowano na miarę. Można jedynie przejść się wokół niego i podziwiać go z każdej strony. Przez to jest to wyjątkowe miejsce, gdzie po pewnym czasie w Tajlandii jest ciężko odróżnić jedną świątynię od drugiej.

IMG_20170213_161045

                WAŻNE! Pamiętaj, że w buddyjskich świątyniach należy mieć zakryte ramiona i kolana. Jest to bardzo przestrzegana zasada i po prostu nie zostaniemy wpuszczeni, jeżeli się do niej nie zastosujemy. My z tego też powodu miałyśmy dwa podejścia do odwiedzin Pałacu i Wat Pho.

 

  1. Pływający market

                To kolejny, bardzo popularny punkt na liście rzeczy do zobaczenia w Bangkoku. Problem jest taki, że te najbardziej znane nie zawsze okazują się najlepsze. Najlepiej poczytać trochę i zdecydować co jest dla nas ważne, bo niektóre znajdują się bardzo daleko, ale są naprawdę duże, inne są blisko miasta, ale niewielkie. My wybrałyśmy Taling Chan Market, ponieważ można się tam dostać z centrum komunikacją miejską. To też przygoda, zwłaszcza, że na samym końcu, aby dojechać bezpośrednio pod wejście na targ, trzeba skorzystać z lokalnego busika, który z wyglądu przypomina filipiński jeepny 🙂

IMG_20170212_131311689-COLLAGE

                Sam market jest nie za duży, nie za mały. To nie jest ten z grupy najbardziej popularnych, ale sporo turystów dociera właśnie IMG_20170212_132918934_HDRtutaj. Mimo wszystko zachowuje on dosyć lokalny charakter, a co ważniejsze, nie jest aż tak drogi i ukierunkowany na zagranicznych gości. Spokojnie możemy zdecydować się tu na zjedzenie obiadu i wcale za niego nie przepłacimy.

                Po przejściu pierwszych, statecznych straganów, znajdziemy się w przystani. Na niektóre platformy musimy przejść po drewnianych mostkach, pomiędzy którymi pływają sprzedawcy. Wiele z nich ma w swoich łodziach warzywa czy ryby, i tam też przygotowują dania dla klientów. Wygląda to naprawdę niezwykle.

IMG_20170212_150122381

                Niezależnie od tego na który z marketów się wybierasz, polecam dotrzeć tam rano. Większość z nich funkcjonuje wyłącznie do godzin wczesnopopołudniowych. Zwłaszcza, jeżeli zdecydujesz się na te dalej położone, możesz na miejscu mieć przykrą niespodziankę, gdy dotrzesz zbyt późno.

 

  1. Chatuchak Market

                Skoro już jesteśmy przy temacie marketów, to chyba najpopularniejszy i największy z tych klasycznych targowisk w Bangkoku. Położony jest na północnym wschodzie miasta i z łatwością dotrzemy tam metrem. Można tam oddać się szaleństwom zakupowym od środy do niedzieli, a jest w czym wybierać.

                Tak naprawdę znajdziemy tu wszystko: jedzenie, rośliny, IMG_20170211_155259101-COLLAGEobrazy, obuwie, dodatki, pamiątki, ale przede wszystkim ubrania, ubranie i jeszcze raz ubrania. Czasem masz wrażenie, że stragany ciągną się bez końca, że już wszystko widziałeś, a potem znajdujesz jeszcze jedną alejkę i jeszcze jedną. Szczerze mówiąc myśmy się non stop gubiły i zupełnie na sam koniec, tuż przed zamknięciem, znalazłyśmy jeszcze jedną część marketu, do której wcześniej nie dotarłyśmy.

                Zabawa polega na tym, że jest tutaj główna aleja, która zaczyna się przy wejściu głównym, a potem biegnie w kółko. Z logicznego punktu widzenia można więc nią cały czas iść i zaliczymy cały targ. To jednak nie takie proste. Z każdej strony otaczają ją liczne stragany, a pomiędzy nimi są mniejsze alejki i to tam właśnie znajdziemy często zakupowe perełki. Łatwo wtedy jednak zabłądzić i stracić kierunek.

IMG_20170211_175043450

                Cierpliwości wymagają także same zakupy. W większości wypadków sprzedawcy zawyżają ceny produktów i trzeba się targować. Na zniżkę możemy też liczyć przy większych zakupach, czyli gdy kupujemy dwa i więcej produktów. Chatuchak jest mimo wszystko tani i zapewniam, że znajdziesz tam wszystko, czego potrzebujesz (lub też nie). Musisz tylko szukać i samemu się nie zgubić.

 

  1. Chinatown

                Azja jest pełna Chinatown, ale za pierwszym razem to zawsze robi niesamowite wrażenie. No dobra, za drugim i trzecim też 🙂 W Bangkoku China Town jest naprawdę spore! Znajduje się praktycznie w samym centrum miasta, niedaleko głównego dworca kolejowego. Właściwie trafiłyśmy tam na wpół przypadkowo, ale okazało się, że było to świetne miejsce na kolację.

                Zacznijmy od tego co tam znajdziemy. Są tu małe sklepiki z chińskimi przysmakami, słodyczami, przyprawami czy suszonymi owocami. Możemy też wejść do jednego ze sklepów zielarskich, z naturalną medycyną chińską. Dodatkowo jest tu wiele punktów z chińskimi gadżetami czy pamiątkami, a także sprzętami domowymi, bez których żaden przyzwoity Chińczyk nie może się obyć, nawet na emigracji.

20170212_174400-COLLAGE

                Ulice, a właściwie jedna główna ulica jest bardzo klimatyczna. Nie tylko zobaczymy tu typowe, papierowe ozdoby i czerwone, chińskie lampiony. Nawet znaki i opisy są po mandaryńsku!. To trochę tak, jakbyśmy nagle przenieśli się do innego kraju, choć to zaledwie niewielki fragment w skali miasta.

            20170212_174832    Teraz wróćmy do kolacji. Możemy tutaj spróbować mniej lub bardziej orientalnych przysmaków, bez trudu znajdziecie coś dla siebie. Są oczywiście noodle i pierożki chińskie, ale także grillowane grzyby czy owoce morza. Ponieważ nie umiałyśmy się zdecydować, w kilku punktach kupiłyśmy różne, małe porcje i w ten sposób skomponowałyśmy swoją kolację. Tak też polecam zrobić, jeżeli jesteś w większej grupie i chcesz poeksperymentować.

 

Co jeszcze w Bangkoku?
  1. Patpong night market – dla tych bardziej hardcorowych. Bardzo turystyczny punkt, w bardzo turystycznym miejscu. W okolicy są super punkty ze street foodem, ale sama ulica może odcisnąć na nas piętno. Pomiędzy tandetą i pamiątkami krążą tajowie zachęcający do wybrania się na popularne „Ping Pong Show” lub odwiedzenie jednego ze strip clubów na tej samej ulicy. Z drugiego nie skorzystałyśmy, z pierwszego niestety tak i chyba straciłam trochę szacunku do siebie samej, że tam byłam.
  2. Neon night market – to dużo lepszy nocny market, który śmiało mogę polecić. Jest tu o wiele spokojniej, nie ma wielu turystów, a ceny są bardzo w porządku. Znajdziemy tu pyszne jedzenie i owoce, a może nawet uda się złapać jakieś fajne ubrania czy pamiątki.
  3. Street food – po prostu, gdziekolwiek jesteście. Nie ma sensu wchodzić do restauracji, bo pyszne dania są serwowane prosto na ulicy. I to za naprawdę niewielkie kwoty. Dania są podawane w ekspresowym tempie, ale to nie obniża ich jakości. Świeże i smaczne, osobiście nigdy nie miałam problemów żołądkowych po jedzeniu od ulicznego sprzedawcy, więc nie ma się czego obawiać.
  4. Sky bary – Bangkok to miasto wieżowców, a na szczycie wielu drapaczy chmur znajdziemy bary, z których możemy podziwiać panoramę całego miasta. Pomimo, że ceny rosną wraz z piętrami, warto wybrać się choć na jednego drinka. Taki też był nasz plan, ale… trafiłyśmy tam w dniu buddyjskiego święta i sprzedaż alkoholu była zakazana. Nawet bez procentów widok był zacny 🙂

IMG_20170211_190821132

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.