Stolica Palawanu i co tam lubię najbardziej

                Manila nie jest warta długiego pobytu, chyba, że ma to być nasza baza wypadowa do zwiedzenia wyspy Luzon (na której znajduje się stolica) lub, jak to jest w większości przypadków, przyjeżdżasz tutaj, aby dotrzeć na inne filipińskie wyspy. Właśnie tak było w naszym przypadku, dlatego już po dwóch nocach wsiadłyśmy do samolotu na Palawan. Mimo wszystko poznałyśmy Manilę lepiej niż wielu turystów, z których większość od razu wsiada w kolejny samolot lub zostaje na góra jedną noc. No chyba, że ktoś chce imprezować, wtedy też warto zostać tam na dłużej 🙂 Mało kto jednak daje miastu szansę i poznaje je przynajmniej w małym stopniu. Nie ma czego żałować, ale też cieszę się, że ja zdecydowałam się zwiedzić część Manili, bo jest bardzo autentyczna właśnie przez to, że mało turystyczna.


                Ale teraz jesteśmy już w drodze na kolejny ląd. Palawan to jedna z ponad 7000 wysp Filipin, do tego jedna z największych. Bardziej IMG_20161210_160025822_HDRdługa niż szeroka, cieszy się dużą popularnością wśród turystów. Aby jednak tam dotrzeć, trzeba skorzystać z tanich lotów (można znaleźć bilety spokojnie za ok. 150 zł) i lecieć około godziny i piętnastu minut albo czasem nawet tańszych promów (można znaleźć poniżej 150 zł, w zależności od sezonu i czy kupujemy z wyprzedzeniem), za to płynących 30 godzin. W obu przypadkach masz podróż zacznie się w Manili, a zakończy w Puerto Princesa – stolicy wyspy.
                Miałam okazję dobrze poznać to całkiem spore miasto. Nie dużo ludzi zostaje na dłużej właśnie w tym miejscu, ponieważ inne miejscowości są bardziej wakacyjne i oferują być może więcej atrakcji czy pięknych widoków. Ja jednak miałam swoje ulubione miejsca i naprawdę nieźle się czułam w tym często głośnym i zakorkowanym mieście. Urok polegał też na tym, że miało się okazję zobaczyć prawdziwe, lokalne życie i nie obracać się ciągle wśród spragnionych atrakcji turystów. I mimo wszystko było kilka rzeczy wartych polecenia nawet dla tych bardziej wymagających 🙂

Street food, czyli jedzenie za 4 zł

                Każdy kto przyjeżdża do Azji chcę i powinien spróbować jedzenia na ulicy. Wiele osób boi się o poziom higieny w takich miejscach i świeżość jedzenia. Próbowałam przysmaków w różnych miejscach i nigdy nie miałam poważnych rewolucji żołądkowych, dlatego śmiało polecam żywienie się w takich lokalnych przybytkach. To co wyróżnia Filipiny to ceny (zdecydowanie najtańszy street food) oraz możliwość obejrzenia potrawy przed wyborem. Ale po kolei.
IMG_20161211_124536987                Przejeżdżając przez miasto można było zobaczyć wiele punktów, które wyglądały jak małe budki. Wyróżniały je jedynie garnki stojące tuż przy wejściu. Wystarczyło podejść i zajrzeć pod pokrywkę. W razie wątpliwości zawsze można było spytać panią, która przygotowywała dania, o to co dokładnie znajduje się w garnku. Nie mogę jednak zapewnić, że każda będzie mówiła po angielsku 😉 najlepiej samemu powąchać i ocenić, czasem nawet można spróbować. Ten efekt zaskoczenia po wyborze jest jednak dodatkową atrakcją.
                Możemy być jednak pewni, że jedzenie będzie świeże i tanie, a wybór często bardzo duży, np. 8-10 garnków. Zwykle dania miały tę samą cenę, niezależnie od naszego wyboru i ostateczny rachunek przedstawiał się: 10 peso za ryż (1 zł to mniej więcej 12 peso), 20-30 peso danie (zależy od miejsca) i woda za darmo. Jeżeli jednak chciałeś cole czy inny tego typu napój, zwykle kosztowały one ok. 15 peso. I tyle, obiad tani i gotowy.
IMG_20161211_125433802_HDR                Gdzie można znaleźć takie miejsca? Praktycznie wszędzie! Przy głównej drodze wyjazdowej z Puerto na północ było kilka takich punktów, na markecie przy zatoce, a wieczorem można było znaleźć także kilka-kilkanaście punktów przy głównym skrzyżowaniu w centrum miasta, przy ulicy Rizala. Tam też była szansa na znalezienie głęboko zapiekanych rollsów czy owoców morza. Wybór więc jest ogromny i przez cały dzień, w różnych miejscach można spokojnie znaleźć wiele przysmaków kuchni lokalnej, w bardzo przyjemnej cenie. Za 4 złote najesz się do syta, a jak chcesz zaszaleć, to potrzebujesz może 6 zł i jesteś królem street foodu 🙂
IMG_20170104_213444163-02

Cisza i spokój na plaży

                Puerto Princesa to nadmorska miejscowość i oczywistym jest, że znajdują się tu plaże, choć niekoniecznie aż tak popularne wśród turystów. Trudno jednak oczekiwać, że ktoś spędzając 2 dni w tym mieście znajdzie czas na plażowanie. Ja oczywiście znalazłam i zobaczyłam, że można cieszyć się wodą i słońcem w zupełnie inny sposób, niż zazwyczaj. Powodem dla którego turyści nie docierają na plaże w tym mieście jest fakt, że praktycznie do każdej trzeba dojechać. Spacer jest długi i przy trzydziestostopniowym upale raczej niewskazany. Jedną z najbliżej położonych centrum plaż jest Pristine Barach, na południu od głównej części miasta. To bardzo lokalne miejsce, na które przychodzą filipińskie rodziny lub dzieci z pobliskich domów. Może się jednak zdarzyć też tak, że nie będzie praktycznie nikogo, a plaża w całości będzie należeć do nas. Na pewno jednak nie powinniśmy spodziewać się tłumów i wielu turystów – to się nigdy nie zdarza.
IMG_20161213_144939407IMG_20161213_123948154                Przy brzegu znajdują się proste, zadaszone domki na balach, na które wspinasz się po drabince. Tam możesz spokojnie usiąść, korzystając z ławek i stolika. Lokalne rodziny urządzają sobie tutaj pikniki, co też można zrobić. W zależności czy jest aktualnie przypływ czy odpływ, domek znajduje się na brzegu lub na wodzie. Zawsze jednak pozostaje piękny widok na morze, małe łódeczki i egzotyczną roślinność.
                Morze na tej plaży jest bardzo płytkie i długo trzeba odchodzić od brzegu, aby zamoczyć się choćby po pas. Jednak dzięki temu woda jest przyjemnie ciepła i pozwala na długie przesiadywanie w morzu. Jest też krystalicznie czysta, dlatego warto po prostu usiąść lub położyć się w płyciznie i cieszyć tym wszystkim, co nas otacza 🙂 No i bardzo szybko zyskamy egzotyczną opaleniznę!
                Co jeszcze można tam robić? A no warto wybrać się na spacer i zobaczyć co otacza plażę. Może nas zaskoczyć próba przyroda i krajobrazy, które aż błagając o zdjęcie. Albo po prostu skorzystać ze sklepu na plaży, zamówić pyszne jedzenie czy lokalne piwo.
IMG_20161213_150151526
                Oczywiście plaż jest dużo więcej i niektóre jeszcze piękniejsze, ale zwykle trochę bardziej oddalone. Jeżeli jednak chcemy sobie zrobić wycieczkę i je też zobaczyć, można zawsze wynająć skuter w jednym z wielu punktów w mieście.

Piękne motyle i rdzenni mieszkańcy

                Kolejną atrakcją, na którą warto się wybrać jest farma motyli. Jest to miejsce odrobinę oddalone od centrum Puerto Princesa, ale bez problemu możemy złapać jeepny jadący w tym kierunku. Wystarczy powiedzieć kierowcy, że chcecie dotrzeć do Palawan Butterfly Ecological Garden i za ok. 20 peso dotrzecie do celu. Wstęp kosztuje 50 peso, ale to naprawdę przyjemnie wydane 4 zł 🙂
 IMG_20170104_170322562               W ogrodzie zobaczymy masę motyli, które po prostu latają
między różnymi roślinami i kwiatami. Być może nie zachwycają kolorami (większość jest dosyć ciemna), za to na pewno zdumiewają ilością i wielkością. Można się przejść małymi ścieżkami ogrodu i zobaczyć zarówno młode, stare, jak i te foto w kokonach. Motyle nie są zbyt strachliwe, podlatują do ludzi, siadają na rękach i nie płoszą się, gdy robisz im zdjęcia. Lepiej jednak przyjść rano niż wieczorem, bo wtedy są bardziej aktywne.

IMG_20170104_170840029                Z boku ogrodu znajduje się dodatkowa część z innymi stworzeniami, takimi jak skorpiony, wielkie robale czy patyczaki. Jest szansa, aby poznać te ochydki z bliska, bo pracownicy ogrodu chętnie je wyciągają i kładą chętnym na rękach. Ja się jednak nie skusiłam :p
IMG_20170104_170515107                To co jednak uważam za najlepszy punkt programu, to spotkanie z rdzennymi mieszkańcami Palawanu, z południa wyspy (mniej turystyczna część, podobno bardziej niebezpieczna, ale niestety nie byłam tam i nie chcę w związku z tym oceniać), którzy mieszkają w specjalnej chatce, w oddzielnej części ogrodu. Co kilka miesięcy mieszkańcy wracają do wioski,a nowi przybywają do pokazowego domku, aby opowiadać turystom o swoim życiu.
                W ramach zwiedzenia przechodzi się tam na specjalne show,w trakcie którego poznajemy kulturę i historię plemienia. Pokazywane są stroje, narzędzia, IMG_20170104_171705786instrumenty i bronie. Choć rdzenni mieszkańcy nie wydają się zbyt podekscytowani kolejnymi odwiedzającymi, chętnie prezentują najważniejsze elementy swojego życia. Dodatkowo miła Filipinka tłumaczy na angielski co dokładnie jest przedstawiane i jakie ma zastosowanie. Myślę, że prawdziwą przygodą byłoby wybranie się do takiej wioski, gdzie ludzie żyją we wciąż zjednoczony z naturą sposób. Pomimo, że sprawia to wrażenie prymitywnego stylu, Ci ludzie nie szukają dostępu do nowych technologii i wciąż żyją zgodnie ze starymi tradycjami.
IMG_20170104_171412328

Bay walk i wieczór nad zatoką

                Gdy już spędzimy dzień na plaży i jedząc lokalne potrawy na ulicznych straganach, wieczorem warto wybrać się nad zatokę. Znajdziemy się w typowo lokalnym miejscu, w którym Filipińczycy korzystają z winnych wieczorów. Tuż przy porcie, słuchając fal i muzyki ulicznych grajków.
                To nie jest duży obszar, ale jest co robić. Ponieważ akurat byłam w Puerto Princesa w okresie świąt (link – święta jak z bajki), na bay walku można było wtedy zobaczyć największą na Filipinach choinkę. Wszędzie były także kolorowe światełka na palmach i ozdoby świąteczne, co dawało bardzo radosny efekt. Myślę, że po świętach miasto też dba o ten zakątek, chociażby ze względu na jego popularność wśród mieszkańców.
IMG_20161212_202410717                Co jeszcze można tam zrobić? Po prostu pospacerować wzdłuż wybrzeża, kupić pamiątki, zjeść przekąski na straganach streetfoodowych czy po prostu usiąść na piwie w jednej z wielu knajpek. W pobliżu znajduje się też kilka restauracji serwujących świeże owoce morza, jednak ich cena jest dosyć wysoka jak na standard filipiński. Miejsce jest jednak na tyle przyjemne, że o ile nie martwimy się o nasz budżet, może warto się skusić (ceny są i tak znacznie niższe niż w Polsce).
IMG_20161212_202426279                Miasto zapewnia też dodatkowe atrakcje, takie jak występy zespołów tanecznych czy śpiewających. Można wtedy usiąść przed sceną i posłuchać muzyki w tagalog. Czasem można też przejść się do pobliskiego “parku rozrywki”, gdzie Filipińczycy bawią się w proste loterie i gry na pieniądze (nawet dzieci świetnie rozumieją zabawy o zabarwieniu hazardowym i chętnie biorą w nich udział, co tam wydaje się zupełnie normalne). W pobliżu są też karuzele, ale ich wygląd może wskazywać, że lata świetności mają już za sobą. Można tu jednak zobaczyć jak lokalni mieszkańcy spędzają swój wolny czas i poznać uwielbiane przez nich rozrywki.

Imprezowy wieczór dla spragnionych rozrywki

                Puerto Princesa to duże miasto i bez problemu można tu znaleźć miejsca, w których skorzystamy z życia nocnego. Można wybrać te bardziej lokalne lub mocno turystyczne, w zależności od potrzeb. Nie udało mi się zaliczyć wszystkich imprezowych punktów, ale mam kilka swoich ulubionych, którymi chętnie się z Wami podzielę 🙂
                Część z Was na pewno wie, że lubię śpiewać, nawet jeżeli nie jestem królową mikrofonu :p W Puerto Princesa po raz pierwszy miałam okazję wybrać się na “prywatne karaoke” do klubu Hangover. Zabawa polegała na tym, że wraz z przyjaciółmi macie swój własny pokój, do którego nikt obcy nie zagląda. Nie ma wstydu, każdy może śmiało wyć do mikrofonu i nie trzeba czekać aż obcy skończą się piosenki. Wszyscy razem siedzicie przed dużym telewizorem i samodzielnie ustalacie kolejne kawałki muzyczne. Co jakiś czas zjawia się tylko obsługa, żeby zapytać czy nie brakuje Wam napojów.
                Później dopiero dowiedziałam się, że takiego rodzaju karaoke jest dosyć popularne w Azji, szczególnie w Japonii. Dla mnie jednak był tu pierwszy raz, który bardzo sympatycznie wspominam. Przy okazji: Filipińczycy naprawdę świetnie śpiewają!
                Kolejne miejsce to bardzo turystyczny Tiki bar, który mieści się na głównym skrzyżowaniu w centrum. Tam praktycznie co wieczór jest impreza, gdzie na żywo są śpiewane popularne piosenki. Jest nieco drożej niż w normalnych barach i zwykle bardzo tłoczno. Można jednak liczyć na spotkanie wielu innych turystów, ale też bardziej kasiastych lokalsów. Jak chcemy zaszaleć to jest to dobre miejsce 🙂
                Ostatni punkt imprezowy jest nieco oddalony od centrum i trzeba tam dojechać tricyclem (tricycle – coś w style tuk tuka, też opiera się na motorze, który prowadzi kierowca, ale pasażerowie nie siedzą za nim, tylko po jego prawej stronie). Jest to bar na plaży o nazwie Chez Rose, do którego dociera znacznie mniej turystów. Praktycznie co wieczór jest tu muzyka na żywo, pokazy sztuczek ogniowych i coś w stylu imprezy. Nie trzeba jednak w tym wszystkim uczestniczyć, bo można po prostu usiąść w bambusowych domku przy samej plaży i cieszyć się pysznymi drinkami za kilka złotych. Klimatu dodaje szum morza i nastrojowe oświetlenie, dlatego jest to jedno z moich ulubionych miejsc na wieczorne spotkanie, choć do najtańszych nie należy.
IMG_20170103_213822904                Można tam też przyjść po prostu w ciągu dnia i pływać lub opalać się leżąc w hamaku, ale z tego nie miałam okazji skorzystać…

                Inne miejsca w okolicy Puerto Princesa? Jest ich cała masa, między innymi: plaża Nagtabon, farma krokodyli czy miasteczko Sabang, w którym można wybrać się na wycieczkę do podziemnej rzeki. Ponieważ jednak ja do tych miejsc nie dotarłam, nie mogę Wam nic o nich opowiedzieć. To tylko jednej potwierdza moją teorię, że mimo wszystko warto zatrzymać się na trochę dłużej w stolicy Palawanu, a nie traktować tego miejsca jako krótki przystanek.

Jedna myśl nt. „Stolica Palawanu i co tam lubię najbardziej”

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.