Labuan i Brunei – czy warto?

            Przyszedł w końcu ten moment, w którym musiałam opuścić Kota Kinabalu, a nawet Sabah i udać się w dalszą drogę. Moim celem była zachodnia część malezyjskiego Borneo. Aby jednak dostać się lądem do Sarawak, trzeba odwiedzić Brunei. Mały, bardzo bogaty kraj, ale czy ciekawy?

            W podróż wybrałam się z kolegą z Holandii, Simonem. Próbowaliśmy naszej siły w łapaniu stopa i podobnie jak przy mojej pierwszej próbie, okazało się to bardzo łatwe. Już drugi nasz kierowca jechał prosto do Brunei. Był to dziwny zestaw, dorosły syn ze swoim bardzo już starym ojcem i ich prawnik. No cóż, przy autostopie nie można być raczej wybrednym. Panowie dali nam jednak dużo wskazówek co do dalszej wyprawy, a od prawnika otrzymaliśmy wizytówkę, na wypadek problemów w podróży 🙂

IMG_20170123_122823169_TOP             Ich trasa przebiegała jednak inaczej, niż zakładał nasz plan. Panowie nie zamierzali pokonywać całej drogi lądem, która była licznymi serpentynami i wiązało się to z kilkakrotnym przekraczaniem granicy. Zmierzali oni do Menumbok, gdzie wskakiwali na prom do Labuan, a następnie przesiadali się na łódź do Brunei. Według nich, ta trasa była szybsza i przyjemniejsza, więc postanowiliśmy zrobić tak jak oni.

            Podróż minęła nam szybko, wzbogacana ciekawostkami z kodeksów prawnych IMG_20170123_164510959Malezji. Nim się obejrzeliśmy, siedzieliśmy już na promie do Labuan. Zaczęliśmy zastanawiać się z Simonem, czy aż tak nam się spieszy do Brunei i że być może warto pozostać na wyspie na jedną noc. Wprawdzie nie było tu praktycznie żadnych atrakcji turystycznych, była to jednak wyspa, na którą przypływali ludzie z Malezji i Brunei w celach rozrywkowych. Jako strefa bezcłowa, przyciągała ludzi z pobliskich krajów muzułmańskich, gdzie używki były dosyć sporym wydatkiem. Nas skusił hotel, w którym postanowiliśmy chwilę odpocząć od backpackerskiej przygody.

              Tak jak pisałam, niewiele jest do zrobienia na Labuan, ale też nie staraliśmy się specjalnie odkrywać wyspę. Szczerze mówiąc, większość czasu spędziliśmy na hotelowym basenie czy ciesząc się angielską telewizją w pokoju. Takie drobnostki, a cieszą po kilku miesiącach podróży w Azji, gdy wciąż śpisz z obcymi w pokoju i rzadko kiedy masz klimatyzację 😛 Chwilowo poczuliśmy się wyjątkowo luksusowo.

            Na Labuan jest zdecydowanie taniej niż na Borneo, ale nie na co liczyć na szalone życie nocne. Wieczorem wybraliśmy się na mały, nocny market na kolację, gdzie za ok. 30RM zjedliśmy ryż z owocami morza i kalmary w tempurze, a do tego wypiliśmy po kokosie. Wszystko było przepyszne, świeże i tak naprawdę bardzo tanie. Potem jednak przeszliśmy się po mieście i nie bardzo mieliśmy się gdzie zatrzymać. Ostatecznie skorzystaliśmy z baru tuż obok hotelu i usiedliśmy w porcie dla prywatnych łodzi. Uroczo, się trochę bez wyboru.

IMG_20170123_200045767

            Następnego dnia porzuciliśmy luksusy, zabraliśmy swoje plecaki i ruszyliśmy do przystani. Podróż szybką łodzią minęła w mgnieniu oka. Taka ciekawostka, zarówno na promie do Labuan, jak i łodzi do Brunei, w trakcie przeprawy puszczano filmy. W obu przypadkach były to horrory lub jakieś azjatyckie sztuki walki. Zastanawiam się czy to w celu nastrojenia podróżnych… Gdy już znaleźliśmy się na lądzie, bezpośrednio po wyjściu z portu złapaliśmy autobus do centrum za 2 BD (Brunei dolar, 1BD = 2,70 zł).

IMG_20170124_150111954

            Brunei to ciekawy kraj, zaledwie małe państewko pomiędzy Malezją Sabah a Malezją Sarawak. Ma swoją walutę, mnóstwo ropy (gdzie jest ona tutaj tańsza od wody!), sułtana i bardzo rygorystyczne zasady. Jest to konserwatywny, muzułmański kraj, gdzie funkcjonuje prawo szariatu i trzeba na to uważać. Tak jak wspomniałam, ludzie przypływają na Labuan w celu uzupełnienia zapasów użytek, bo w Brunei są one absolutnie niedostępne! Nigdzie nie kupisz papierosów czy alkoholu, a spożywanie w miejscu publicznym jest srogo karane. Palenie jest możliwe właściwie wyłącznie na prywatnym terenie, najlepiej żeby nikt nie widział. Absolutnie trzeba być przyzwoicie ubranym, kolana i ramiona zakryte, a najlepiej jeżeli całe nogi schowamy pod materiałem. Trzeba zachowywać się skromnie i absolutnie nie spoufalać publicznie czy choćby złapać za ręce, jeżeli nie jest się małżeństwem. Choć nawet jako mąż i żona raczej nie radzę całować się na ulicy.

            Brunei to niezbyt turystyczny kraj, ceny noclegów są tu dosyć wysokie, atrakcje też nie należą do najtańszych i nie ma ich za wiele. Jeżeli już jednak ktoś zdecyduje się na przyjazd w te strony, zwykle trafia stolicy, czyli Bandar Seri Begawan, tak samo jak my. Wybraliśmy się zwiedzić miasto i to co nas urzekło, to czystość. Jak wiecie, Azja południowo-wschodnia nie należy do estetycznych kierunków podróży, a tutejsi ludzie często mają w poważaniu dbanie o środowisko. W Brunei, prawdopodobnie ze względu na wysokie kary, porządek jest bardzo skrupulatnie zachowany i nie znajdziemy na ulicach śmieci. Szczerze mówiąc w ogóle niewiele co znajdziemy na ulicach.

            Idąc przez miasto mieliśmy wrażenie, że mało kto tam mieszka. Ale może po prostu brak rozrywek zniechęca ludzi do popołudniowychIMG_20170124_175120314 spacerów. To też dosyć nietypowe dla Azji, gdy nagle jest dosyć cicho i pusto na drogach. Spokojnie doszliśmy nad rzekę, gdzie z oddali widać było domki na wodzie, a lokalni przewodnicy oferowali wycieczki. Potem wybraliśmy się do najbardziej popularnego punktu miasta, czyli meczetu na wodzie. On rzeczywiście robił wrażenie. Sułtanowi zależało, aby świątynia zachwycała swoim majestatem i sfinansował jej powstanie. To nie jest stara czy historyczna budowla, jest za to dopracowana w najdrobniejszych szczegółach i zapiera dech w piersiach. Wszystkie kopuły są wykonane ze złota, od którego pięknie odbija się słońce. Meczet otoczony jest wodą, sztuczną laguną, a na niej umieszczono tradycyjną łódź królewską, która pięknie komponuje się z budynkiem. Podobno jest to jeden z najpiękniejszych przykładów nowoczesnej architektury islamu. To jednak tyle, jeżeli chodzi o ciekawe miejsca w Brunei.

IMG_20170124_174619519

            Zosia trochę więcej czasu spędziła w Brunei, gdy dotarła tam około tydzień przed mną i miała okazję zagłębić się w kulturę kraju. Wśród poznanych przez nią elementów były na przykład tradycje związane z zawarciem małżeństwa. Miała okazję zobaczyć i przymierzyć suknie ślubne, a także dowiedzieć się więcej o zasadach kraju, gdzie poligamia jest legalna. Gdy pochwaliła się publicznie zdjęciami ze swojej podróży, zastanawiałam się tylko czy niczego nie podpisała, bo pan mąż mógłby już nie wypuścić z kraju nowej, młodej żony.

IMG_20170507_145648

            Szczerze mówiąc to tyle jeżeli chodzi o ten kraj. Nie za bardzo jest tu więcej do zobaczenia czy zrobienia, bo 80% ziemi pokrywają lasy deszczowego. Wiele ludzi przyjeżdża tu odnowić wizę malezyjską i praktycznie od razu wyjeżdża. My także następnego dnia wyruszyliśmy w dalszą drogę, do zachodniej części malezyjskiego Borneo. Nowy cel – Miri! Ale o tym w następnym wpisie 🙂

2 myśli nt. „Labuan i Brunei – czy warto?”

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.