Myślę, że każdy ma pewne wyobrażenie o tym mieście Zjednoczonych Emiratów Arabskich, niezależnie od tego czy kiedykolwiek tu był. Miasto ropy, złota, szkła czy przyszłości – każdy powie inaczej lub wszystko na raz. Niektórych ciągnie przepych, innych odrzucają ceny. Powiem szczerze, że ja jadąc do Dubaju nigdy wcześniej nawet się nie zastanawiałam, jak on może wyglądać. Być może stąd moje mieszane uczucia po pierwszym zderzeniu z miastem.
Do Dubaju doleciałyśmy po godzinie 21 (w Polsce była 18,
doliczamy +3 godzinki). Znalazłyśmy się na jednym z dwóch dubajskich lotnisk, które tak naprawdę znajduje się przy miejscowości Jebel Ali. Konkretnie Dubai World Central – Al Maktoum International Airport, na które możemy aktualne latać bezpośrednio z Katowic. Miałyśmy to szczęście, że czekała na nas koleżanka, która zaopiekowała się nami zaraz na lotnisku i odwiozła prosto do hotelu.
Droga z lotniska była imponująco… szeroka! W niektórych momentach sunęliśmy po nawet cztero- lub pięciopasmowej trasie. Ruch natomiast był niewielki i nieadekwatny do infrastruktury. Było to jednak tymczasowe wrażenie, gdyż zaraz dowiedziałyśmy się, że w ciągu dnia drogi te są całkowicie zablokowane przez samochody, które zjeżdżają do centrum Dubaju. My jednak miałyśmy okazję przejechać praktycznie puste jezdnie, jednocześnie podziwiając pierwsze, monumentalne budowle ze szkła.
Ponieważ jednak była to późna pora i nie planowałyśmy zwiedzać miasta tego dnia, zostałyśmy odwiezione do hotelu (który prawdopodobnie jest najbardziej ekskluzywnym postojem na naszej trasie 😛 ). Nasza wieczorna aktywność ograniczyła się do odwiedzenia sklepu spożywczego w okolicy hotelu, co wymagało przejścia około 200 metrów. Patrząc jednak na okolicę, w której znalazłyśmy się – a nie było to na przedmieściach, tylko we względnie dobrej dzielnicy – miałam wrażenie, że znalazłam się na ekskluzywnym blokowisku. Oczywiście, otaczały nas ładne i zadbane budynki, które były znacznie wyższe niż przeciętne zabudowania mieszkalne w Polsce. Było też jednak kilka placów budowy (co wskazuje na stały rozwój miasta i jest jak najbardziej pozytywne), meczet i od razu zauważalny – brak chodników! Już wcześniej koleżanka uprzedziła nas, że Dubaj to nie jest miasto dla pieszych, lecz pomimo niewielkiego ruchu na drodze, wciąż pozostał pewien dyskomfort.
Dodatkowym zaskoczeniem była obecność osób (bez zaskoczenia – większości mężczyzn), które wcale nie wyglądały na typowych Arabów. Dopiero po powrocie do pokoju znalazłam informacje, że większość osób zamieszkujących Dubaj to Europejczycy. Siłą roboczą są za to osoby z Indii, Bangladeszu, bądź Pakistanu (i stanowią większą grupę niż Emirowie!). Jutro już taka zdziwiona nie będę 🙂
Gdyby miała podsumować miasto, które zobaczyłam dzisiejszego dnia i przyrównać je do innych miejsc na świecie, to powiedziałabym, że kojarzy mi się z Batumi w Gruzji i Hurghadą w Egipcie. Duże, imponujące miasta, które szybko się rozwijają, powstają tam piękne budynki, a ciągłe ulepszanie, poprawianie, dodawanie nowych elementów, widać co krok. Zosia uważa, że to urok państwa arabskiego (stąd nawiązanie do Hurghady), ale myślę, że jest to po prostu pierwsze wrażenie. Wszystko może ulec zmianie, przy bliższym poznaniu miasta. Zobaczymy 🙂
Mało o Dubaju! To jest oficjalna informacja, że jest za mało tekstów na blogu. Mniej wycieczek do sklepu spożywczego, więcej pisania 😉