Między małpą a kogutem, czyli Chiński Nowy Rok

            To ciekawe, że “nowych roków” jest na świecie kilka. W Polsce świętujemy tylko jeden, z nocy z 31 grudnia na 1 stycznia. Podczas swojej podróży przeżyłam trzy Nowe Roki, w trzech różnych krajach i obchodzone zupełnie inaczej. Pierwszy był na Filipinach, klasycznie w naszym stylu, choć z małym rozmachem. Drugi w Malezji i o nim będzie tym razem.

            Jak wspominałam w ostatnim wpisie, w Miri poznałam malajskiego Chińczyka, Aleca (o wspólnie spędzonym przez nas czasie przeczytacie tutaj: Couchsurfing w Miri). Opowiedział mi on o zbliżającym się Chińskim Nowym Roku oraz jego celebracją. Co więcej, zaprosił mnie do swojego domu w Sibu, aby spędzić to niezwykłe święto z jego rodziną, w tradycyjny sposób. Nie mogłabym odmówić takiemu doświadczeniu, więc 27 stycznia wyruszyliśmy razem do jego rodzinnego miasta.

            Sibu to miasto w zachodniej części Borneo, mniej więcej w połowie Sarawak. Część turystów przyjeżdża tu aby popływać łodziami na rzekach lub zobaczyć krokodyle. Nie jest to jednak popularny punkt wycieczek, dla mnie jednak okazał się wyjątkowy. Populację Sibu w ponad 60% stanowią Chińczycy, dlatego obchodzony przez nich Nowy Rok jest wyjątkowy i huczny. Zachowują wszystkie tradycje, a nawet decydują się na większy rozmach, gdyż w Malezji wiele rzeczy jest możliwych, które w Chinach są zakazane. Ale po kolei.

            Dotarliśmy do domu Aleca późnym popołudniem. Jego rodzina już na nas czekała, więc zaledwie szybko się ogarnęliśmy, po czym usiedliśmy razem do stołu. W sumie była nas ósemka: rodzice Aleca, siostra z mężem i dwoma synami oraz my. Kolacja składała się z kilku potraw, obowiązkowej zupy z kapustą, a także mięsa, ryby, warzyw i ryżu. Były też domowe wypieki, w tym noworoczne ciasto, które przygotowała siostra Aleca. Jedzenia było naprawdę dużo, więc mogliśmy spokojnie zachować tradycje. Zgodnie z nią, nie powinno się absolutnie zjeść wszystkiego, co podano. Część musi zostać zachowana na Nowy Rok, co uchroni rodzinę od głodu. Zostało naprawdę sporo.

            Po kolacji siostra Aleca z mężem zabrali mnie na przejażdżkę, abym zobaczyła miasto. Jak wspomniałam, nie było zbyt wiele atrakcji, jednak świętowanie Nowego Roku można było dostrzec na każdym kroku. Pojechaliśmy na przykład na nocny market, który świecił pustkami. Chińczycy IMG_20170127_232018_575absolutnie nie handlują w tak ważnym dniu, więc wszystkie normalnie zajmowane przez nich punkty, były tego dnia zamknięte. Inaczej przedstawiała się sytuacja w pięknej, siedmiopoziomowej świątyni. Siódemka w wielu kulturach jest szczęśliwa, w chińskiej jest wyjątkowa. Wszystkie najważniejsze punkty sakralne mają siedem pięter. Nie zawsze są one dostępne dla wiernych, ale ważne, aby w ogóle były.

            W świątyni było bardzo dużo ludzi, którzy przyszli po błogosławieństwo w tym niezwykłym dniu. Palili ogromne świece i kadzidła, klękali przed ołtarzem lub po prostu spacerowali w okolicy. Moja rodzina była katolicka, więc rytuały sakralne nie były dla nich istotne, mimo wszystko to miejsce nawet dla nich było wyjątkowe. Przeszliśmy się po głównych nawach budynku, który z okazji Nowego Roku został przyzdobiony w setki czerwonych lampionów, a od dymu kadzideł spowijała go lekka mgła, która tworzyła mistykalną aurę. To było naprawdę piękne miejsce.

IMG_20170127_195334366-COLLAGE

            Oczywiście w Sibu mieszkają też Malajczycy innych wyznań, w tym oczywiście muzułmanie i katolicy. Wszyscy ze sobą współgrają i żyją w przyjaźni, jednak w pewien sposób są od siebie odseparowani. Dzielnice islamskie były tego dnia pogrążone w ciszy i mroku. Gdy tylko wjeżdżało się w osiedla chińskie, od razu robiło się jaśniej, wszystkie domy przyzdobione były czerwonymi lampionami i papierowymi ananasami (to drugi symbol Nowego Roku), a na ulicach ludzie przygotowywali się do północy. Tutaj, podobnie jak w Europie, gdy wybija godzina dwunasta, w niebo wystrzeliwuje masa fajerwerków. I to jest między innymi różnica z celebracją w Chinach, gdzie sztuczne ognie są zakazane.

            W naszym domu również nie zabrakło torped. Mąż siostry Aleca przygotował cały bagażnik materiałów do wystrzelenia. Gdy tylko wybiła północ, IMG_20170127_235018504odpaliliśmy race, zimne ognie, petardy dwunastu chińskich znaków i inne strzelające zabawki. Co więcej, praktycznie wszyscy sąsiedzi wypełzli na ulicę i strzelali czym się da. Już po chwili całe niebo było spowite dymem, a po 45 minutach nie było już praktycznie nic widać. Nigdy nie widziałam tyle fajerwerków wystrzeliwujących ze wszystkich stron. Przez dwie godziny huk był właściwie non stop, ale jeszcze nad ranem można było usłyszeć wybuchy.

IMG_20170128_240246522

            Nowy Rok jest dla Chińczyków bardzo rodzinnym świętem i to z bliskimi należy go obchodzić. Następny dzień był jeszcze ważniejszy od ostatniego dnia starego roku. Wszyscy, poza ojcem Aleca, ruszyliśmy w odwiedziny do wszystkich znajomych w mieście. Ciocie, kuzyni i nauczyciele z dzieciństwa, każdy przyjmował nas w swoim domu na drobny poczęstunek. Były to przede wszystkim przekąski i słodycze. I tutaj trzeba było być ostrożnym. O ile ciastka i orzechy są bezpieczne, krakersy i chrupki już nie do końca. W Azji bardzo popularne są pikantne przekąski lub takie, które mają mocno rybny aromat. Niestety nie wszystkie z nich przypadły mi do gustu, za to rodzina Aleca ubawiła się moimi minami.

IMG_20170128_132217881-COLLAGE

            W różnych domach otrzymywaliśmy różne poczęstunki, niektóre przekąski były jednak obowiązkowe. Przede wszystkim, z okazji Nowego Roku wszyscy jedzą IMG_20170128_162327517mandarynki, które tutaj są nawet pakowane w specjalne, małe świąteczne woreczki. Drugi przysmak to noworoczne ciasto, o którym już wspominałam. To podłużny, zwykle domowy wypiek, który w smaku przypomina naszą babkę, choć jest trochę miększy. Jest wersja klasyczna, która była praktycznie wszędzie, były też jednak różne wariacje np. Czekoladowa, kawowa czy miętowa. Kroi się je w małe kawałki, aby można je zmieścić do ust na raz. To ciasto jest absolutnie przepyszne, choć nie wiem co w nim takiego wyjątkowego.

            W każdym domu spędzaliśmy przynajmniej 30 minut. Trzeba było trochę zjeść, wypić soczek albo wodę, a ja za każdym razem opowiadałam o swojej podróży. Dla nich to bardzo niezwykłe, gdyż wiele z tych osób nigdy nie wyjechało nawet z Sibu. To jednak nie był najważniejszy punkt programu. Pod koniec każdej wizyty, wszystkie osoby niezamężne i niedzieciate, otrzymywały urocze czerwone koperty. W kopertach była oczywiście gotówka, przynajmniej kilka ringgitów. Jako niedzieciata i niezamężna, również otrzymywałam swoją, choć było to dla mnie bardzo krępujące. Zaraz po poznaniu ludzi, gdzie przychodzę i wcinam w ich domu, na do widzenia otrzymuje jeszcze od nich pieniądze. Było mi głupio, ale Alec zachęcał mnie do przyjmowania pieniędzy, gdyż odmowa była skrajnie niegrzeczna. W ramach ciekawości powiem Wam tylko, że uzbierałam na kolejny bilet autobusowy, więc wcale nie było tego mało 🙂

IMG_20170128_171928121

            W sumie odwiedziliśmy chyba siedem domów i trwało to do wieczora. Po powrocie do domu musiałam już się spakować i powoli pożegnać rodzinę Aleca. Wszyscy oni mnie wyściskali i życzyli dalszej szczęsliwej podróży. Na koniec spotkaliśmy się jeszcze ze znajomymi mojego malajskiego kolegi, a potem wskoczyłam już do autobusu ku nowemu.

            Podsumowując, Chiński Nowy Rok jest szalony i niezwykle piękny. Rodzinna atmosfera, wspólnie spędzony czas i odwiedzanie bliskich, wydaje mi się naprawdę wspaniałą tradycją. Co więcej, ludzie są sobie naprawdę życzliwi i witają każdego, kto chce z nimi celebrować. Do jednej z rodzin przyszli nawet muzułmańscy znajomi, którzy choć nie obchodzą w tym okresie Nowego Roku, chcieli być życzliwi dla sąsiadów. Strasznie mądry ten daleki wschód, często dużo mądrzejszy od naszego Pierwszego Świata.

2 myśli nt. „Między małpą a kogutem, czyli Chiński Nowy Rok”

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.